niedziela, 13 lipca 2014

Walcz do końca: rozdział 8



Patrzył uporczywie na jej zgięte w kolanach nogi, wystające zza szafy w przedziale prefektów. Annabel oparła się plecami o szybę i podkuliła nogi na siedzeniu. Jej głowa i tułów były zasłonięte, ale Remus wiedział, że coś czyta. Siedział naprzeciwko niej, próbując skupić się na podręczniku do transmutacji. W końcu nie wytrzymał.
-Ann – zagadnął, a dziewczyna się poruszyła. Pochyliła się, wystawiając głowę zza szafy. – Nie wiem, czy to dobry moment – miał na myśli niedawną śmierć i pogrzeb matki dziewczyny, które najpewniej przysłoniły w jej myślach jego samolubny pocałunek. – Ale chciałbym pogadać… o tamtym.
Dziewczyna ściągnęła brwi. Domyślała się, o co może mu chodzić, ale, nie wiadomo czemu, chciała, żeby to z siebie wydusił. Zazwyczaj nie zmuszała ludzi do czegoś, na co nie mają ochoty, choćby o nie wiadomo jak małą rzecz chodziło, ale powoli coś się w niej przełamywało. Chciała, żeby to powiedział.
-Jakim tamtym? – zapytała, jak zwykle cicho.
-No… o tym… - Remus wziął głęboki oddech. Dziwne, że komuś, kto normalnie jest totalnie elokwentny i zadziwia bystrością umysłu, trudno powiedzieć „kiedy cię pocałowałem”. – Wiesz, przed metrem. O pocałunku – powiedział w końcu, pąsowiejąc na twarzy.
Do cholery jasnej! Miał siedemnaście lat, a zachowywał się jak mała dziewczynka tłumacząca się mamie. Lunatyk, zmężniej w końcu – zganił siebie w myślach.
-Nie maiłem okazji chyba tego wystarczająco wyjaśnić – dodał, już pewniejszy siebie.
-Już powiedziałaś, że to nic nie znaczyło – te słowa jakby wyrwały się same z jej ust.
Zazwyczaj, a właściwie nigdy, nie wygadywała nikomu o nic pretensji. Zaskoczona
swoim zachowaniem wyprostowała się, znikając za szafą. Odetchnęła z ulgą, że chłopak nie widzi jej twarzy. Przymknęła oczy, przypominając sobie tę chwilę. Poczuła, jak pod powieki napływają jej łzy, całkiem zrozumiałe z powodu natężenia wydarzeń ostatnich dni. Powstrzymała je jednak szybko, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo te słowa ją zraniły. Remus był dla niej kimś więcej niż tylko kolegą, więcej niż przyjacielem. Chciałaby, żeby on kiedyś poczuł to samo (tę nieodpartą chęć zobaczenia czyjejś twarzy, radość na widok uśmiechu drugiej osoby, pragnienie jej szczęścia i niezmierzona tęsknota nawet, gdy po prostu znika w innej sali lekcyjnej) w stosunku do niej.
            -To nie tak miało zabrzmieć – tłumaczył. – Po prostu te wszystkie emocje i adrenalina… Byłem szczęśliwy, że wyszliśmy z tego cało, ale nie chciałbym, żeby nasze kontakty uległy zmianie. Jesteś dla mnie ważna, jesteś… świetną przyjaciółką – powiedział, zadowolony z siebie, że tak ot wybrnął z sytuacji i przekonany, że dziewczyna zrozumie jego intencję. Nie chciał, by pomiędzy nimi powstała jakaś przepaść. – Ann? – zapytał, gdy po dłuższej chwili gryfonka się nie odzywała.
            -Jasne – powiedziała z lekkim uśmiechem, wychylając się zza szafy. – Też nie chcę, by coś się zmieniało – skłamała gładko, a Lunatyk uśmiechnął się dziarsko.

***

            Remus rzucił w Syriusza prezerwatywą, trafiając prosto w czoło.
            -Co, nie przydała się? – zapytał zdziwiony Łapa, chowając ją do kieszeni spodni.
            -Wiesz, niektórzy są nastawieni na duchowość drugiej osoby, a nie na seks – powiedział Rogacz rzeczowym tonem, przy czym było jasne, że stroi sobie żarty. Remus właśnie skończył się rozpakowywać i wsunął walizkę pod łóżko.
            -Doszło chociaż do czegoś? Czegokolwiek? – zapytał znów Łapa, kładąc się na łóżku z głową na rękach.
            -Pocałowałem ją – westchnął Lunatyk, siadając i chowając twarz w rękach podpartych łokciami o kolana. Łapa momentalnie zerwał się z łóżka.
            -I skąd ten przybity ton, Luniu? Pierwszą bazę zaliczyłeś – powiedział rozradowany, a Remus spojrzał na niego jakby mu pół rodziny wymordował.
            -Wyjaśnię ci to teraz bardziej skrupulatnie: byliśmy w metrze, kiedy ci Śmierciożercy zaczęli tę całą akcję z zawaleniem go. Pewnie było w Proroku. Szczerze, to trochę mniej szczęścia i prawdopodobnie byłoby po nas. I potem ją pocałowałem – dał się słyszeć gwizd podziwu Rogacza, który akurat był w łazience. Glizdek tylko się przysłuchiwał, pałaszując czekoladki. – A kiedy trochę mi się uporządkowało w głowie, odsunąłem się i powiedziałem, że to nic nie znaczyło.
            -CO? DEBIL! – wrzasnął Rogacz z kibla.
            -Chyba cię pogrzało – powiedział Łapa, patrząc na niego jak na totalnego kretyna, którym prawdopodobnie był. – Takich rzeczy nie mówi się laskom. Teraz to jej tylko w głowie namieszałeś.
            -Nie no spoko, wyjaśniliśmy to. Ustaliliśmy, że między nami okej i, że jesteśmy przyjaciółmi.
            -IDIOTA! – ponownie wydarł się Rogacz. – DUPEK! NIEDOROZWÓJ!
            -No ma rację – mruknął Syriusz, wskazując głową na drzwi kibla. – EJ ROGACZ MYŚLĘ ŻE MAMY TERAZ PEŁNE PRAWO WZIĄĆ I GO POBIĆ ZA SKOŃCZONE KRETYŃSTWO! – wrzasnął, a w tej chwili James wyszedł z toalety, już idąc z pięściami na Lunatyka.
            Po paru minutach wszyscy trzej tarmosili się na podłodze, a Glizdogon siedział, kończąc owe czekoladki.

***

            Annabel układała ubrania w szafie, kiedy dziewczynom zebrało się na przesłuchania. Położyły się u niej na łóżku, bacznie ją obserwując.
            -Jak tam z Luńkiem? – zapytała Lily.
            -A jak ma być? – odparła Ann, wkładając stanik do szuflady.
            -Doszło do czegoś? – walnęła Dorcas prosto z mostu. – No wiesz, jakieś buzi buzi czy coś.
            -Nie no co wy – zaśmiała się. – Nie doszło i nigdy nie dojdzie – powiedziała z przekonaniem.
            -Ale wy nudni jesteście – powiedziała Dorcas. – Wzięlibyście przykład z tej o, rudej takiej. Z Potterem się na sobotę umówiła.
            -Oo – zainteresowała się Ann. – No, to jest jakaś ciekawa informacja. A teraz poproszę o szczegóły: jak do tego doszło?
            Spędziły więc wieczór na snuciu optymistycznych wizji randki Lily z Rogaczem, w których zawsze pod koniec co najmniej szli do łóżka.
            Gdy Annabel wreszcie położyła się spać, długo nie mogła zasnąć. Zawsze myślała, że każdy gest, ruch – coś znaczy. Że świat jest choć trochę szczery. Ale skoro na tę szczerość nie jest zdolny nawet Remus, to, miała wrażenie, wszystko już pogrąża się w obłudzie. 
________________________________
Dodaję rozdział w przypływie motywacji i nadziei, że nie jestem jeszcze aż tak stracona dla społeczeństwa ;) Muszę wziąć się za siebie i zacząć pisać regularnie. 

2 komentarze:

  1. Lunatyk, co ty czynisz, co ty czynisz? Przyjaciele, dobre sobie... dobrze że Syriusz i James mądrzy, to mu wykład zrobili, a Glizdogon jak zwykle swoje jedzonko.
    Lily jedyna mądra myśli bo umówiła się z Jamesem, choć biedna nie wie, że ten sztuczkami ją wyrwał ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciuuuu,tak się cieszę
    Hahahahaha,Łapcia i Rogacz xd
    Czekam na jak zwykle cudowny rozdział i to szybciutko ;3
    Uwielbiam Cie i życzę weny ♥

    OdpowiedzUsuń